trasa

trasa

Monday, March 10, 2014

10 marca 2014

Kronikarz donosi: nic ciekawego sie nie dzieje. Poza tym ze 2 miesiace temu mialem maly wypadek na motorze. Motor bez wiekszego szwanku. Lekarze przegapili, ze mialem przemieszczenie stawu okoloskokowego, wobec czego operacje mialem dopiero miesiac po wypadku -czyli miesiac temu. Czekaja mnie jeszcze pewnie 2 miesiace o kulach, takze niepredko wsiade na motor. A za 5 miesiecy kolejna operacja - wyjmowanie srub z stopy... trzeba zainwestowac w odziez ochronna.
Wreszcie wiecej czasu na intlektualna rozrywke...

Saturday, January 11, 2014

9 stycznia 2014

Cały czas jestem w Melbourne. Praca ta sama, chociaż mieszkanie się ciągle zmienia, wiec trochę się wciąż czuję jak w podróży. Najpierw mieszkałem u znajomych, później dzieliłem mieszkanie z innymi lokatorami, a teraz hostele, szukam czegoś bardziej stałego. Dobrze się czuję w Melbourne, mam niedużo ale dobrych znajomych. Chociaż mam poczucie ze starsze więzi - przyjaźnie jeszcze z Polski a zwłaszcza te zawiązane po drodze się rozluźniają... w takim życiu to jest naturalne, że nowi ludzi się pojawiają po czym odchodzą, wręcz całkowita zmiana środowiska, chciałoby się jednak, żeby niektóre z tych relacji przetrwały...
Kupiłem motor. Fajna zabawa, ale widzę, że posiadanie czegokolwiek też kosztuje, zwłaszcza tutaj. Teraz dochodzą różne opłaty i podatki, ubiór ochronny trzeba kupić, no i mandaty, serwisowanie...  na przyszłość będę ostrożniejszy z kupowaniem czegokolwiek, choć oczywiście bardzo się cieszę z mojej zabawki i niczego nie żałuję :)

2 października 2013

W końcu zakotwiczyłem w Melbourne. Pobyt w Australii jest niejako etapem numer dwa. Podróżując do Australii byłem takim pielgrzymem, uczyłem się podróżowania, otwierałem się na świat. Teraz jest czas nabywania praktycznych umiejętności. Mimo wykształcenia i jakiegoś doświadczenia zawodowego w Polsce, nie jestem ukierunkowany zawodowo i prawdę mówiąc nie wiedziałem jakiej formy zarobkowania miałbym tu szukać. Teraz zakosztowałem kilku rożnych prac, może z pozoru mniej ambitnych, ale praktyczniejszych od tego co robiłem w Polsce. Poza tym przyznam się, że po tak długim czasie podroży i niepracowania (mimo różnych wolontariatów po drodze), chciałem znaleźć "ciężką" pracę. To dobre dla charakteru. I mam nadzieję, że jeśli zdarzy mi się później znów podróżować, to będę miał więcej umiejętności i pewności siebie. Mało było przygody w moim dotychczasowym podróżowaniu.
W Melbourne jestem od półtora miesiąca. W miarę szybko znalazłem prace w hostelu, ale wkrótce zmieniłem na prace w knajpie. Wreszcie nauczę się gotować :) Sporo miałem wątpliwości czym się zająć, póki co chyba zostanę przy tej pracy. Australia to dobre miejsce żeby trochę grosza odłożyć, a mam jeszcze trochę długów do spłacenia, także spodziewam się tu spędzić z rok, a może więcej.

5 sierpnia 2013

Gili Air, Indonezja. Trzy tygodnie temu wylądowałem wziąłem samolot z Darwin do Bali. Zaskakujące, jak szybko się przestawiłem na inną kulturę. Szokiem było wyjście z lotniska na Bali, gdzie dopadł mnie -jak każdego innego turystę- tłum miejscowych oferujących swoje podwózki. Całkowicie się tego nie spodziewałem - z miejsca zatęskniłem za Australią. Pojawiło się we mnie trochę zrozumienia, dla ludzi obawiających się podróży. Ale po kolei.
Z Adelaide udałem się na północ i w okolicach Alice Springs (tzn. 140 km od miasta) znalazłem pracę na stacji bydła. Praca - zaganianie bydła (samochody terenowe, albo motory), selekcja, znakowanie, szczepienie, obcinanie rogów itd. po czym odprowadzanie z powrotem na pole. I tak kilka stad z różynch pól. Na koniec ładowanie części z nich na ciężarówki i na sprzedaż. Ciekawe było również poznanie poglądów "farmerow". Są raczej prawicowi (jak na tutejsze warunki), pracowici, maja zróżnicowane podejście do tubylców. Generalnie aborygeni nie cieszą się tu najlepszą opinią, i niestety wygląda na to, ze na to zasłużyli ze względu na występujący w ich środowiskach alkoholizm i rożne patologie społeczne. Skomplikowany problem, zaczynający się chyba stąd, że dużo z nich nie pracuje, natomiast powrót do tradycyjnego żywota jest nierealny. Rząd stara się pomóc, pompuje masę pieniędzy, ale to nie pomaga.
Na stacji wysiedziałem całe kilka tygodni. Mimo wszystko po jakimś czasie intelekt też domagał się jakiegoś zajęcia, wizyta do dentysty był świetną okazją żeby ruszyć w drogę. Uznałem, że taniej będzie pójść do dentysty w Indonezji. Uwielbiam ten kraj. Przy okazji spotkałem tu trochę znajomych na zachodniej Jawie, a teraz sprawiłem sobie urodzinowy prezent i uczę się nurkować. Nurkowanie jest łatwe i moim zdaniem łatwo można zrobić z niego sposób na życie.
Fajnie się zdarzyło, ze akurat znów trafiłem na Ramadan, przez jakiś czas nawet dotrzymywałem muzułmanom kroku w poście, ale ostatecznie nurkowanie domaga się płynów i odżywiania. Za tydzień wracam do Australii. Kiedy pracowałem na stacji nie miałem możliwości wydawania pieniędzy, zaskakuje mnie szybkość z jaką je teraz wydaje. Mimo, że staram się podróżować stopem...

5 maja 2013

Jestem w Adelaide. Tydzień wielkanocny spędziłem w Melbourne. Na wielkanocne śniadanie (a raczej lunch) zostałem spontanicznie po mszy zaproszony przez polskich jezuitów, było bardzo miło. Zdecydowałem się jeszcze nie zatrzymywać na dłużej w Melbourne, wpierw chcę się trochę rozejrzeć po kontynencie. W Sydney spotkałem Macieja i krótko razem popracowaliśmy, potem zahaczyłem o dwie farmy w outbacku, ale to nie było to czego szukałem. W sumie niedużo w Australii pracowałem i wciąż klepie biedę. W międzyczasie dostałem odpowiedź na jeden z moich postów zamieszczonych w internecie rok temu, gdy szukałem przeprawy z półwyspu malajskiego lub okolic do Australii. Kapitan będący obecnie w Indonezji szukał załogi, tyle że zamiast do Australii płynie na Madagaskar, potem RPA, w dalszej perspektywie Europa. Propozycja bardzo kusząca, aczkolwiek ostatecznie zrezygnowałem. Jak co do czego doszło oszacował koszt mojego współuczestnictwa na 13 EUR/dzień, zdecydowanie za dużo, zwłaszcza że to nie po drodze (czasem się udaje za darmo, czasem się trzeba trochę dorzucić). Mam nadzieję, że jeszcze się doczekam żelującej przygody. Póki co - jadę na północ szukać pracy na stacji bydła, chcę doświadczyć życia w australijskim outbacku.

24 marca 2013

Jestem w Hobart, już trzy miesiące na Tasmanii. Szczerze - miejsce mało egzotyczne. Najpierw posiedziałem trochę rodzinie na głowie. Było przyjemnie, trochę jak w Polsce. Potem poszwendałem się po wyspie, ale aż tak dużo do oglądania nie ma. Później przyjechałem do Hobart, gdzie kończę właśnie prace w hostelu jako "night manager". Oprócz tego miałem krótkie sezonowe prace jak zbieranie owoców. Myślałem żeby tu więcej popracować, ale akurat trafiłem na najgorszy stan, poza tym zimno się robi, także za dwa dni wylatuje do Melbourne, gdzie chce spędzić Wielkanoc. Co dalej - zobaczymy.
Sporo czasu spędziłem z rożnymi "backpackersami", którzy są tu na rocznych "Working Holiday" wizach (niestety trudne do uzyskania dla Polaków). Ciekawa odmiana po całej tej samotnej włóczędze. Wartościowy czas i ciekawe spotkania z ludźmi z różnych krajów. Każdy człowiek ma swoja historie, ale choć bliżej mi do nich, niż do Australijczyków, nie czuje się jednym z nich.
Był w Hobart zlot drewnianych łodzi żaglowych. Sporo ich z całego kontynentu przypłynęło. Miałem nadzieje zabrać się z jedną z nich do Melbourne albo Sydney, niestety brak doświadczenia w żeglowaniu mnie skreślił. Mimo bardzo dobrej okazji, udało się jedynie popływać po zatoce. Potem zacząłem myśleć o kupnie żaglówki (tak w przyszłości oczywiście, ale kolega mnie zniechęcił - za droga zabawa). 

Tuesday, December 25, 2012

25 grudnia 2012

Devonport, Tasmania. Swieta z rodzina. Mialo byc stopem do Australii, wiec "misja" zakonczona.  Prawie 22 miesiace podrozy, prawde mowiac mam ochote na jeszcze. Zaluje ze w Polsce nie docenia sie wartosci jaka niesie podrozowanie. Ten czas jest dla mnie doswiadczeniem wielowymiarowym, znacznie owocniejszym od czasu spedzonego na studiach. Nauczylem sie podstaw nowych jezykow, pocwiczylem juz znane. Dowiedzialem sie duzo o sobie, poznalem pewne swoja bariery i nauczylem sie probowac je przelamywac. Czuje sie ubogacony duchowo, mam szersze horyzonty. Chociaz nigdy nie mialem problemow z tozsamoscia narodowa i czuje sie teraz bardziej Polakiem niz kiedykolwiek wczesniej, to patrze na nasz kraj innej perspektywy, z pewnym dystansem. Trudno wyrazic jak bardzo czuje sie ubogacony, odkrylem swoje dzieciece marzenie, jakim bylo doswiadczanie zycia w roznych miejscach (troche to zajelo ;) Ten czas jest dobra inwestycja na cale zycie.
Nie czuje sie dumny z mojej podrozy. Nie tylko dlatego, ze zdarzylo mi sie wsiasc w samolot, przez co nie cala trasa byla pokonana stopem. I choc odpowiednie nastawienie jest w podrozy kluczowe (optymizm, otwartosc, odwaga, determinacja itd.), to sporo zalezy w podrozy od szczescia, czynniku niezaleznego ode mnie. Duzo tez zalezy od pomocy jaka sie otrzymuje - otrzymalem bardzo duzo pomocy, co tez ode mnie nie zalezy, dlaczego mialbym byc dumny z tego, ze tyle mi ludzie pomagaja? Czesto mialem poczucie, ze to ja powinienem wiecej pomagac niz przyjmowac pomoc.  Wiecej wyobrazni co do ludzi znajdujacych sie w potrzebie, to tez jeden z owocow mojej podrozy.
Jako ze misja zakonczona, byc moze jest to koniec podrozy, rozwazam zawieszenie bloga. Co dalej? Troche zamierzam tu popracowac, moze rok, moze dwa, trudno powiedziec, takze nie bedzie za duzo o czym pisac. Potem... wczesniej myslalem ze wroce samolotem do Europy. Napotkani autostopowicze -Maciej i Michal ktorzy tez sie teraz niezaleznie od siebie gdzies po Australii paletaja, chca kontynuowac podroz dookola Swiata. Takze oni beda sie zapewne predzej czy pozniej kierowac przez Pacyfik. Moze do nich dolacze... a moze wpierw wroce do Azji, tyle tam niezwiedzonych krajow, do ktorych chcialbym zawitac... a moze nic. Dopiero przyjechalem do Australii. Jesli bede pozniej podrozowal, na pewno bede swobodniej podchodzil do ewentualnego podrozowania samolotami, nie wszystyko musi byc pokonane stopem. Poza tym mam wiecej pewnosci siebie, by probowac cos robic...

22 grudnia 2012

Melbourne. Niespelna 4000km stopem zajelo mi 6 dni, probowalem jechac nonstop. Autostop zatem dziala, ale bez rewelacji, ludzie boja sie brac autostopowiczow. Kraza tu jakies opowiesci o tym jakie to niebezpieczne, ale o ile sie zorientowalem to autostopowicze byli zwykle ofiarami w tych historiach. Myslalem, ze jak Australijczycy tyle podrozuja, to beda lepiej rozumieli ludzi podrozujacych i mieli troche wiecej wyobrazni, ale nie. Mimo wszystko ciesze sie ze dojechalem. Po drodze zapalily sie hamulce jednej z ciezarowek, a tak to bez przygod. Troche po drodze padalo, poza tym ladne widoki, tereny przez ktore jechalismy nie sa zbytnio zaludnione. Troche przykro bylo widziec porozjezdzane kangury po drodze - efekt jazdy noca.
Oswoilem sie juz z tym ze jestem w "nowym kraju" choc czuje sie tu dosc wyobcowany. Ciesze sie jednak ze tu jestem, troche czasu tu zapewne spedze. Kraj jest bardzo drogi, ceny niemalze jak w Polsce, tyle ze w dolarach. Ale za to pensje bardzo dobre...
Dzis nie zdazylem na prom, przez caly kraj przejechalem bardzo szybko nic nie zwiedzajac po drodze. Teraz nocuje u Polskiej rodziny, panstwo wyemigrowali na poczatku lat osiemdziesiatych. "Dzieci" mowia normalnie po polsku, takze jest milo, ale jutro rano wsiadam na prom na Tasmanie.

18 grudnia 2012

Gdzies w Northern Territory, Australia. Wczoraj o 3 rano wyladowalem na lotnisku w Darwin. Pierwsze wrazenia dosc rozczarowujace. Przetrzepano mnie na lotnisku jak nie wiem co. Twierdzili ze znaleziono slady jakichs narkotykow, ciekawe skad. Koles ktory ze mna gadal to jakis kretyn, szeptal do wspolpracownikow ze bylem w Turcji i Iranie dwa razy, dlatego wydalem mu sie podejrzany.
Potem przespalem sie troche na lotnisku, nastepnie udalem sie na autostrade. Tu musialem dlugo czekac, a podwozki byly dosc krotkie, pierwszego dnia przejechalem raptem 200km. Myslalem ze zatluke gosci ktorzy mi pisali/mowili, ze autostop jest tu "bezproblemowy". Na koniec jakas gosciowa zaprosila mnie jednak do domu, to bylo udane zakonczenie nieudanego dnia. Poza tym moglbym tam (Pine Creek) podobno znalezc prace, ale mam w tej chwili inne priorytety. Dzis jednak znowu slabo,  pod koniec dnia zlapalem jednak ciezarowke, ktora jedzie do Brisbane. Podobno jest pora deszczowa, ale deszczow malo, albo wcale, podobnie jak z Timorze.
Plan jest dotrzec jak najszybciej do Melbourne, a potem prom na Tasmanie, gdzie chce spedzic Swieta.

Saturday, December 15, 2012

15 grudnia 2012

Samolot. Mission failed. Bylem wczoraj w biurze przewoznika, nie ma bezposrednich statkow na Papue. Kargo -sugeruja przez Surabaje (czyli najpierw powrot na Jawe, juz to pare razy slyszalem), daleko, nie lubie sie wracac. Statki pasazerskie - tez trzeba by sie przesiadac,  byly nawet wczoraj statki na Maluki -jeden 3 dni, drugi 5 dni (plywaja zwykle co kilka/kilkanascie dni). To oznacza znacznie dluzszy czas podrozy niz oczekiwalem. Podrozowanie przez Papue w takim stylu to kwestia nie tygodni, ale miesiecy.
Bezposredniego lotu nie ma, zatem lece dzis na Bali, a stamtad jutro wieczorem mam lot do Darwin (i tak jest taniej niz bezposredni lot z Dili). Dobrze sie czuje z decyzja o samolocie. Przychodzi co prawda rozczrowanie, tyle miesiecy wygladania jakiegos wodnego transportu, jest troche zlosci, zastanawiam sie tez gdzie moglem sie lepiej zachowac, gdzie nie wychwycilem jakiejs okazji. W obecnej jednak sytuacji dobrze sie czuje z podjeta decyzja. Czas popracowac wreszcie i dac rodzicom odpoczac od nerwow :) Nabrac energii do podrozy i moze uzbierac na zeglowke ;)

Friday, December 14, 2012

13 grudnia 2012

Indonezja, Kupang. Przedwczoraj wyjechalem w koncu z Dili. Duzo jest w Timorze Leste organizacji pomocowych, wiele samochodow sponsorowanych, ale jakos nie chca pomagac podrozujacym :) Jak jest podwozka, to najczesciej od indonezyjczyka. Wczoraj przekroczylem granice, ponad miesieczny overstay, nie zaplacilem kary (150$ :) podobno jak bede chcial wrocic bede musial zaplacic podowojnie. Chyba nie wroce :) Granicznik powiedzial, ze to pierwszy raz, zeby australijczyk mial "overstay" (podrozuje na australijskim paszporcie), coz taki ze mnie australijczyk :) Potem dostalem podwozke od jawajczyka na kontrakcie, byl tak mily, ze az mialem pewne podejrzenia co do niego. Ale nie - muzumanin i to podwojnie zonaty. Przenocowal mnie, dzis mala wycieczka i uleglem jego naleganiu zebym wzial od niego bilet do Kupangu. Tu dotarlem pozno, no i niestety rozczarowanie, nie ma zadnych zaglowek. Ide jutro do duzego portu, zobaczymy co z tego wyjdzie.

6 grudnia 2012

Wlasciwie to wygasly wszystkie powody trzymajace mnie w Dili, ale jednak trudno jest ruszyc. Troche sie rozleniwilem... autostop jest generalnie latwy, moze czasem trzeba poczekac i jest wolny, to mam do niego pelne zaufanie. Problem w tym, ze w podrozy na Papue trzeba bedzie sie tluc statkami, przez Papue rowniez podrozuje sie ponoc stratkami (dookola) albo samolotami... no coz, zeby sie oswoic z podroza daje sobie troche czasu, zadeklarowalem ze za trzy dni ruszam (jestem jak Frodo w "Druzynie Pierscienia" :)

Monday, November 26, 2012

26 listopada 2012

Trzy dni temu poszedlem na kontrole do szpitalua, stopa wygladala nienajlepiej (spuchla). Tam skierowano mnie do "emergency room" gdzie chlopcy (studenci z Australii) dorwali sei do nozy i niepotrzebnie ponacinali mi stope. Wtedy naprawde trudno bylo mi chodzic. Choc juz jest dobrze, widze ze opowiesci rodzicow o niekompetencji australijskich lekarzy nie stracily nic z aktualnosci (i to jeszcze przed dotarciem do Australii), juz nigdy im nie zaufam :D. Do dentysty to chyba pojde dopiero po powrocie do Polski.
W efekcie dopiero dzis zlozylem wniosek o wize do Indonezji (45$ -rozboj w bialy dzien), powinna byc przeciagu trzech dni, zatem Adwent zaczne juz raczej w Indonezji.  Kierunek: Kupang, Tam sie okaze co dalej. Albo bedzie lodka do Australii, albo bede sie kierowal na Papue, przy czym intuicja mowi mi ze na Papui spedze Swieta. Mam nadzieje, ze nie bedzie problemu z opuszczaniem Timoru (tutejsza wiza wygasla mi miesiac temu, nie chce placic kary).
Dlaczego tak dlugo bylem na Timorze. Duzo przyczyn, cierpliwosc, strach. Strach trudno jest oswoic, po kazdym postoju wraca niepewnosc. Ale nauczylem sie nie wybiegac za daleko myslami. Co bedzie dalej? Nie wiem, zalezy co sie wydazy, jak Papua, to moze samolot, moze Wyspy Salomona, Vanuatu, a moze nie. Trzeba przyznac ze nie mialem szczescia z lodka. Prawie dwa miesiace temu spotkalem w porcie walijczyka, co plynal z zona do RPA (a potem do Europy). Czarujacy czlowiek, zaprosil mnie na poklad poczestowal winem (odmowilem, dostalem kawe). Powiedzial, ze tam z wschodnich obrzezy Hiszpanii czy Wysp Kanaryjskich w trakcie jednego sezonu 90 osob znalazlo przeprawe przez Atlantyk. Gdyby on plynal w innym kierunku...

Tuesday, November 20, 2012

21 listopad 2012

Dzis rano dotarlem promem z Oecusi z powrotem do Dili. Tak sie zlozylo ze padalo cala noc a akurat na gornym pokladzie plandeka przeciekala. Jesli bede kontynuowal podroz, to na pewno sprzedaja gitare, ktora taszcze z soba od Malezji. Za duzo bagazu. Zaczalem nawet oddawac czasem jakies prezenty, bagaz musi byc lekki.
W Dili widac 2 nowe lodki. Trudno powiedziec czego sie spodziewac. Jak mnie nie wezma, chce sie szybko zwijac, zadnych wolontariatow. Jeszce nie wiem w jakim kierunku i jakim sposobem, moze samolot, a moze Indonezja, moze Papua. Poza tym bylem dzis u lekarza i dostalem po raz trzeci antybiotyk (pare mrowek mnie ugryzlo). Na pewno chce sie stad zwinac. Podsumowujac -kraj piekny (obrazkowy), ale upal.

9 listopad 2012

Oecusi, Timor Leste. Wciaz. Na tym odludziu nie moge nawet kontrolowac przeplywajacych lodek, takze w przyszlym tygodniu prawdopodobnie wroce do Dili. Zobaczymy jak wyglada sytuacja.
Dostep do internetu mam slaby, jednak za jego posrednictwem rodzina wywiera lekki nacisk, zebym wsiadl w samolot. Przyznaje, ze troche miekne.
 

Friday, October 26, 2012

27 pazdziernika 2012

Timor Leste. Dziwne ze wciaz tu jestem, ale tak sie dziwnie zlozylo. To juz 2 miesiace. Na jakies 2-3 tygodnie przenioslem sie do Oekussi -enklawa w zachodniej czesci wyspy otoczona Indonezja. Jedyne polaczenie "z macierza" maja tu lokalsi raz w tygodniu prom, plynacy przez 14h. Za 4$ -mi nie chcieli takiego biletu sprzedac, ale w koncu poplynalem za darmo. Biednie tu jest, zastanawiam sie jak sobie lokalna gospodarka poradzi jak sie sta UN wyniesie. W samym Oekussi 30 cudzoziemcow + 50 lokalsow na dobrych pensjach, z czego oni beda teraz zyc? W skali calego kraju na 1 milion ludnosci jest prawie tysiac timoryjczykow pracujacych dla UN, przy czym jedna taka osoba nierzadko utrzymuje dzieci, rodzenstwo, bratankow, siosrzencow etc. Rzeczywiscie ciekawy kraj.
Byly ostatnio jakies lodki, ale plynace znow w zla strone. Inspirujace mialem jedno spotkanie z pewnym Francuzem, lodka to klopo i duzy wydatek -nie tylko kupno ale i utrzymanie, alez o ile latwiej byloby sie przemieszczac.

Thursday, October 11, 2012

11 Pazdziernika 2012

Wciaz Dili. Fizycznie ok, choc upaly ujmuja energii. Mam cykora przed rozwazana podroza dalej na wschod. Mowia ze Papua jest nieprzejezdna (ze samoloty konieczne itd.), goraco, etc. etc. Wyjazd stad niekoniecznie oznacza podroz tak daleko, moze gdzies w Indonezji znajde lodz do Australii...

Friday, September 28, 2012

28 wrzesnia 2012

Ciezko z netem. Zmienilem miejsce wolontariatu, ale wciaz ucze angielskiego w Dili. Mam malo roboty. Bylem zmeczony troche podroza i chcialem juz dojechac do Australii, wiec zarzucilem pomysl podrozy do Papui. Teraz nabralem juz jednak energii... upal jednak straszny,tam  a Papua daleko nie lepiej. O zaglowke na pewno byloby tam trudniej, conajwyzej kajak. Ostatnio jakies choroby mnie dopadaja, katar, kaszel, zapalenie spojowek(przeszlo), skaleczenie nie chca sie goic (nie moge plywac), w koncu dostalem antybiotyk. Nie ma sie czym chwalic, ale dziele sie czescia mojej codziennosci. Maciej mial podobnie, ale juz wydobrzal. Ostatnio nie ma zaglowek w porcie, ale wczesniej jeszcze raz plynalem wplaw do zaglowki (nie ma keji), superfajny walijczyk zaprosil mnie na kawe... niestety plynie na Mauritus... ale spotkanie bardzo zachecajace na przyszlosc.
Poltora roku podrozy stuknelo, w tym pol roku w Azji poludniowowschodniej. Czuje sie dopiero poczatkujacym podroznikiem, w zetknieciu z opowiesciami ludzi o dlugim podrozniczym stazu gruncie rzeczy to malo co widzialem, i malo przygod przezylem. Chce jeszcze! :)

Sunday, September 9, 2012

9 wrzesnia 2012

Dili, Timor Leste wciaz. Dzis poruszenie miedzy nami. Do trzech cumujacych w porcie lodek dolaczyla czwarta. Nie ma molo, wiec czekalismy az ktos z zaglowki bedzie plynal na brzeg. W koncu wskoczylem do wody, i podplynalem. Niestety wlasnie przyplyneli z Darwin i plyna do RPA. Jakas plotka poszla, ze pod koniec miesiaca maja byc jakies zeglowki, choc sezon to dopiero koniec pazdziernika, a wlasciwie listopad - podobno. Nie lubie takiego biernego oczekiwania. Od paru dni jestem wolontariuszem, nauka angielskiego, prznyajmniej mam gdzei spac i co jesc, a przy okazji robie cos dobrego. W glowie kolacze sie mysl o podrozy do Papui, moze jednak wysiedze tu troche i zlapie w koncu stopa do Australii.
Warto wspomniej pare slow o samym kraju. Do 1975 kolonia portugalska, potem brutalna okupacja indonezyjska, w koncu w 1999 referendum niepodleglosciowe i wyzwolenie od Indonezji. Scieraja sie tu interesy roznych panst, Chinczycy, Amerykanie, Australijczycy, dopiero pod koniec tego roku lokalna policja bedzie calkowicie odpowiedzialna za porzadek(teraz jeszcze UN). Sa tu duze zloza ropy, take potencjalnie kraj jest bardzo bogaty, PKB rosnie bardzo szybko. Zwykli ludzie zyja jednak dosc biednie,  np. za przecietny posilek placimy ok. 1,5$ (wiecej niz w Indonezji)

Tuesday, September 4, 2012

3 wrzesnia 2012

Prawie tydzien w Timorze Leste. Kraj piekny, wioski strzecha kryte, jest dosc biednie. Ceny nie tak wysokie jak straszono (duzo cudzoziemcow z roznych ngo, UN itd. itp. podnosza ceny). Goraco i  sucho. Wczoraj wrocilismy z wycieczki na Ramalau -najwyzsza gora Timoru (prawie 3000 m.), piekny wschod slonca. Lodek do Australii poki co nie widac. Chyba sie spoznilismy by lapac lodki na Malukach (trwa "Sail Maluku"), wiec poczekamy tu troche. Rozgladamy sie za jakims wolontariatem, zeby czyms sie zajac i ciac koszty. Zatem przystanek. Z jednej strony jest zmeczenie podroza i juz wygladamy pracy w Australi, finansowej reanimacji, z drugiej ciagnie na Papue. Z PNG do polnocnego kranca Australii jest 100 km, do wysp nawet mniej... nawet kajakiem moznaby przeplynac. Ale droga tam daleka...

Wednesday, August 22, 2012

23 sierpnia 2012

Kupang. Jest slabo, jestesmy tu 6 dzien, dopiero dzis otwarto konsulat Timoru Leste i dopiero dzis moglismy aplokowac o wize. "Promese wizowa" dostaniemy 27 sierpnia (poniedzialek), wiza indonezyjska wygasa 26 sierpnia... Wszystko przez swieto narodowe niepodleglosci Indonezji - 17 sierpnia, po ktorym przez tydzien sa wakacje. Podobno jest kara 200000 rupii (20USD) za kazdy dzien "overstay". Coz, plan jest awanturowac sie na granicy, ze to nie nasza wina. Szkoda ze wczesniej sie gdzies nie zatrzymalismy, bu Kupang nam sie nie podoba, a w sumie bedziemy musieli spedzic tu  od przyjazdu 9 dni.

Saturday, August 18, 2012

17 Sierpnia 2012

Samolotu na stopa wziac sie nie udalo, choc wydaje sie to mozliwe. Byly dwa loty, oba ponoc pelne, gdyby nie to bylaby szansa. Ostatecznie okazalo sie, ze tego samego dnia -wczoraj z Maumere wyplywal prom pasazerski do Kupang. Pare godzin trzeba bylo poczekac, zamiast o 17 -jak nam powiedziano- przyplynal on okolo polnocy, a odplynal o 3 rano, ale udalo sie wziac go na stopa. Czekalismy pare godzin najpierw na samoloty, potrm na prom, staralem sie podchodzic do tego na luzie, ale bylo we mnie troche napiecia "czy sie uda", czulem sie potem bardzo zmeczony. Pewnosci dodawala mi troche niezla juz (wzglednie) znajomosc indonezyjskiego.
Pierwszy prom czysto pasazerski na stopa, olbrzymi, troche przypominal nam Indie. Tlok, wszedzie ludzie pokotem spiacy, no i niesamowity brud. Jedyne 15 godzin podrozy i jestesmy na Timorze - Kupang. Zanim na ten prom wsiedlismy byl prom plynacy 36 godzin na Sulawesi, troche korcilo zeby wsiasc, choc to kierunek zupelnie nie ten. Mam teraz poczucie ze podroz dobiega konca (zobaczymy czy istotnie, znalezienie przeprawy z Timoru do Australii moze troche zajac), choc od dluzszego czasu towarzyszy mi tesknoya by na troche przystanac, to zal bedzie opuszczac Indonezje. Bardzo sie rozszerzyl zakres rzeczy ktore uznalbym za mozliwe. Zwlaszcza w Indonezji, tu wszyscy sa pomocni nawet (a moze zwlaszcza) policja, zdarzylo sie nocowac na posterunku policji, czy ze policjanci zalatwiali darmowy nocleg, czestowali. Mam poczucie ze kolor skory daje nam tutaj duze bonus. Poza tym ze jestesmy troche wyzszy od przecietych Indonezyjczykow i czasem trudno znalezc np. dobry rozmiar butow, to czuje sie traktowany jako ktos lepszy. Nie czuje sie z tym zrecznie, ale tak jest, biali sa szanowani, zwlaszcza tu, ale w innych krajach mysle ze tez pewne rzeczy byly duzo latwiejsze dlatego ze jestesmy z Europy.
Reflekscja odnosnie podrozowania autostopem -czasem czlowiek dociera do nowego kraju i sie zastanawia "jak to bedzie", szuka informacje w internecie, i trudno o te informacje. Ja mam poczucie ze wszystko (prawie) jest mozliwe, choc trzeba sie zwykle upewniac ze "za darmo" -wszedzie, cala Azja. O Australii krazyly wiesci, ze autostop jest nielegalny i wrecz karalny, dopoki czlowiek nie zetknal sie z ludzmi, ktorzy podrozowali w ten sposob i nie jest to wiekszy problem.

Thursday, August 16, 2012

15 Sierpnia 2012

Maumere, Flores. Cala wyspa ma drogami 700km, ale drogi krete, wolno sie jezdzi. Z noclegami nie ma problemu, zawsze ktos pomoze. Dzis akurat wyszlo srednio, w tym miescie duzo ludzi wyciaga reke po pieniadze "money" -to sie czesto zdarza w miejscach turystycznych. Ostatecznie nocujemy w kosciele. Plan na jutro -zlapac samolot do Kupang na stopa, jak nie wyjdzie -prom z Larantuki. Irytujace sa informacje ktore dostajemy -wczesniej ktos mowil o tym ze sa tam promy na Timor codziennie, ostatecznie sa chyba 2 tygodniowo. Do konca przyszlego tygodnia trzeba sie z Indonezji ewakuowac, wiec w Kupang bedziemy szukac przeprawy do Australii, albo -co bardziej prawdopodobne zalatwiac wize do Timoru Wschodniego )(Timor Leste). Autostop jest tu dosc latwy, ale -jak w calej Azji- trzeba sie upewniac ze podwozka jest darmowa. 

11 Sierpnia 2012

Ruteng, Flores. Zastanawialismy sie gdzie nocowac, weszlismy do jakiegos biura i powiedzielismy ze szukamy darmowego noclegu. Jeden z pracownikow nas zaprosil do siebie do domu, bylo bardzo milo. TRafilismy na jakies urodziny. Flores jest wyspa gdzie dominuje katolicyzm. Ludzie maja tu dziwny zwyczaj robienia grobow rodzinych kolo domu. Gosc przedstawia mi swojego ojca i pokazuje na grob...
Wczoraj z kolei zaprosil nas na nocleg jakis nauczyciel angielskiego, treafilismy na lokalne wesele, coz inaczej sie to swietuje. Duzo ludzi (700), ludzie tancza razem, ale wszyscy razem powtarzaja te same ruchy. Na Flores dostalismy sie wczoraj rano -mielismy wziac jedyny dziennie prom przedwczoraj rano z Sumatry(Sape), ale byl zepsuty i czekalismy do wieczora. Znow sie udalo "na stopa"... swietny kraj :)

Wednesday, August 15, 2012

8 Sierpnia 2012

Sape. Sumbawa. Wyspa jest fajna, wiekszosc ludzi traktuje ja tranzytowo. Tylko na polunidowym wschodzie spotkalismy(od trzech dni znow podrozuje z Mackiem napotknym w Malezji) wczoraj surfujacych Australijczykow. Chcialem tez sprobowac, wczesniejsze dwie proby w Padang (Sumatra) pozostawily niedosyt. Za duzo nie poplywalem, fale znacznie wieksze, pierwsza polamala mi deske. Fajnie bylo jak sie woda zakotlowala, to jeszcze nie koniec mojej surferskiej przygody.
Jutro rano wsiadamy na prom na Flores. Mimo, ze sie uklada wszystko troche sie przejmuje jak to bedzie, jest tylko jeden prom dziennie

5 Sierpnia 2012

Sumbawabesar, Sumbawa. Dzis na stopa kolejny prom, latwo poszlo, dodalo to troche ufnosci, ze dalej tez bedzie dobrze. Chcialem wczoraj sie przeprawic, ale zostalem po drodze zaproszony na "nasi" -czyli ryz - kolacje, "lamanie postu" pozniej nocleg, bylo bardzo milo, moglem zostac nawet pare dni, choc bylo bardzo milo czas goni. Przedtem poludniowe wybrzez Lombok -piekne, choc do surfingu srednio przydatne. Plaze przypminaly mi te z Australii, co pamietam z dziecinstwa - nie ma wiec na co czekac. Dzis nocleg u kierowcy tira, ktory mnie podwiozl, wszystko sie uklada.

2 Sierpnia 2012

Mataram, Lombok. Nie spodziewalem sie tego, ale byly na Bali 2 katamarany plynace do Australii. Pzedwczoraj myslalem, ze ktorys mnie wezmie, ale nie, wiec zrobilem "skok" na nastepna wyspe Lombok. Mam nocleg w Mataram, miasto srednio atrakyjne. Puasa, puasa dookola - ludzie zwracja uwage ze jest post i nie nalezy jesc w trakcie dnia. Chcialbym jeszcze surfingu sprobowac, na polnoc wiec nie jade, ale na poludnie - Kuta.

Monday, July 30, 2012

30 lipca 2012

Wczoraj udalo sie stopem przedostac na Bali. Nie mam za bardzo gdzie nocowac, wiec chyba sie bede szybko zwijal na nastepna wyspe. Wyglada na to, ze nie ma tu mozliwosci szukac lodzi/statkow do Australii, wiec celem bedzie Timor. Dobra wiadomosc od kierowcow - z wyspy na wyspe -Bali, Lombok, Sumbawa az do Flores sa promy przewozace samochody, takze powinno byc latwo. Tylko skok na Timor zostaje, ale to zbyt odlegle by sie nim przejmowac.
O samym Bali trudno cos napisac, bylem tu 20 lat temu jako maly dzieciak, ale nic nie pamietam. Moze tyle ze jako bezdomny czuje sie troche wyobcowany i lepiej mi bylo na Jawie. Nie ma tu tez muezinow wzywajacych na modlitwe -jak wjezdzalem rok temu po raz pierwszy do Turcji bylo to dla mnie takie egzotyczne doswiadczenie. Pozniej mnie to drazilo, a teraz brakuje -w koncu jest Ramadhan!

Friday, July 27, 2012

27 lipca 2012

Wschodni kraniec Jawy, dzis rano "zaliczylismy" wulkan Bromo, jak sie okazalo jeden z "obowiazkowych" celow odwiedzin kazdego turysty (bleee). Yogjakarte musialem szybko opuscic, bo po prostu czas nagli. NI mam czasu zobaczyc wszystko co bym chcial. Planuje jeszcze tu wrocic. Piekny kraj, wspaniali ludzie pyszna kuchnia, latwy jezyk. Wczoraj rano gosc dla mnie zdecydowal sie wziasc wolne i pojechal (z dziewczyna) 300 km zeby tez zobaczyc wschod slonca nad Bromo. Po drodze zgarnelismy trojke Czechow, ktorzy tez mieli inne plany, bylo calkiem milo. Dzis nocleg na plazy, jutro bede szukal statku z Banyuwangi do Australii, jak sie nie uda, jade na Bali.

24 lipca 2012

Yogja, ostatecznie dopiero wczoraj wyjechalem z Bandung. Miast do ktorej nie planowalem przyjezdzac, a spedzilem w nim caly tydzien. I gdyby wiza pozwalala zostalbym dluzej, wartosciowe spotkania. Chcialbym moc spedzic tu caly Ramadhan (moze z wycieczkami nad morze - posurfowac) i okolice. Jesli ktos chce jechac do Indonezji -lepiej postarac sie o wize wczesniej w ambasadzie, wiza on arrival jest niewystarczajaca, kraj jest wiekszy niz sie wydaje i ciekawszy. Zdecydowanie jeden z najciekawszych jaki bylem (moze rozniez dzieki temu, ze nie jest zbyt popularny). Teraz bede sie musial spieszyc, jak nie zlapie lodki z Bali, to mam miesiac zeby dotrzec na Timor...
W Bandung rozpoczalem Ramadhan :) byly watpliwosci kiedy powinien byc poczatek (piatek -jak w wielu muzulmanskich krajach, ostatecznie sobota -zalezy to od ksiezyca, czy gwiazd...). Ramadhan to nie tylko post, ciekawsza jest "ucztowanie" jakie odbywa sie po zachodzie slonca, wszedzie duzo maly stoisk z lokalnymi specjalami, charakterystyczne dla regionu badz dla calej Indonezji. Szkoda ze czas nagli.