Dotarlem dzis do Langkawi, Malezja. Wczoraj w koncu ruszylem sie z Kuala Lumpur. Mialem tam bardzo sympatycznych gospodarzy, byl jeszcze drugi autostopowicz z Stanow (rzadko zdarza mi sie spoktac kogos podrozujacego w podobnym stylu), bylo pare ciekawych spotkan. Chociaz nie lubie tego miasta (drugie miasto -po Ammanie- w ktorym zdarzylo mi sie brac taksowki z powodu slabej komunikacji miejskiej), to byl dobry czas, inspirujacy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Nawet nie zauwazylem jak sie zblizylem do rownika (zwlaszcza w KL), takze obserwujac slonce zdarzylo mi sie pobladzic (kto by sie spodziewal ze slonce moze byc np. na polnocnym zachodzie?). Mialem tu szukac lodki, jednak pierwsze informacje sa malo budujace -sezon wedrowek na poludnie (zalezny od wiatrow) zaczyna sie ponoc w pazdzierniku... Coz poprobowac trzeba...
nareszcie dłuższy wpis. Powodzenia w znalezieniu łodki :)
ReplyDeleteżyczymy pomyślnych wiatrów!
ReplyDeleteJa za to pamiętam w modlitwie, chociaż nie często zaglądam na bloga ;) Powodzenia!
ReplyDeleteA może to znak, że masz zostać tam gdzie jesteś aż do października? Albo może w ogóle zostać tam na zawsze;p
ReplyDeleteNo i nie ma powodzenia, pare tygodni temu odplynelo duzo lodek do Australii. Nie za bardzo chce sie zatrzymywac, ale byc moze nie bede mial wyboru...
ReplyDeleteDziekuje za modlitwe, odwdzieczam sie!